Akademia Pana Kleksa to nowa ekranizacja kultowej powieści dla dzieci. Film łączy w sobie bajkowy świat z współczesnymi realiami, a w roli tytułowej profesora błyszczy Tomasz Kot. Produkcja może pochwalić się świetną stroną wizualną i wpadającą w ucho muzyką. Niestety, scenariusz pozostawia wiele do życzenia. Brakuje w nim magii, a kluczowe sceny, jak atak wilkusów na Akademię, są pozbawione dynamiki.
Tomasz Kot jako profesor Kleks
Tomasz Kot w roli profesora Ambrożego Kleksa to absolutny strzał w dziesiątkę. Aktor wcielił się w tę postać z pasją i zaangażowaniem. Widać, że nie traktuje tego tylko jako kolejnego projektu zawodowego. Oddał Kleksowi całe swoje serce. Nie gra go, ale nim jest. Już przed premierą filmu pojawiał się jako magiczny profesor na koncertach Sanah. Niewykluczone, że z tą rolą będzie się utożsamiał do końca życia.
Kot znakomicie buduje relację z widzem i wprowadza w klimat niezwykłej Akademii. Jego charyzmatyczna postać przyciąga uwagę i sprawia, że od razu wierzymy w czary oraz magię tego miejsca.
Aktor doskonale odnajduje się w konwencji familijnej bajki, choć do tej pory kojarzony był raczej z poważniejszymi rolami. Tym razem pokazuje jednak swoją zabawną i ekscentryczną stronę. I trzeba przyznać, że Kleks mu pasuje jak ulał.
Podsumowując, rola idealnie dopasowana do aktora. Tomasz Kot jako Kleks to prawdziwy majstersztyk i najmocniejszy punkt całego filmu.
Wcześniejsze kreacje Piotra Fronczewskiego
Warto wspomnieć, że Piotr Fronczewski, legendarny odtwórca Kleksa w filmie z 1983 roku, również pojawia się w nowej adaptacji. Tym razem wciela się w postać tajemniczego doktora Paj-Chi-Wo. To oczywiste nawiązanie do poprzednika i rodzaj pomostu między generacjami widzów.
Fronczewski został na zawsze utożsamiony z magicznym profesorem. Jego kreacja na dekady wyznaczyła standard tej postaci. Nic więc dziwnego, że twórcy zdecydowali się na taki hołd dla aktora, który na nowo rozpalił miłość Polaków do Akademii Pana Kleksa.
Wizualna strona produkcji na wysokim poziomie
Jeśli chodzi o warstwę audiowizualną, to Akademia Pana Kleksa prezentuje poziom godny hollywoodzkich superprodukcji. Reżyser Maciej Kawulski postawił na imponującą scenografię, charakteryzację i efekty specjalne.
Magiczny świat przedstawiony został bardzo szczegółowo i dopracowany w najmniejszym detalu. Szkoła profesora aż tętni magią! Pełno w niej dziwacznych pomieszczeń, osobliwych przedmiotów i ciekawych zakamarków. Łatwo uwierzyć, że marzeniem każdego dziecka byłoby znaleźć się w takim miejscu.
Również charakteryzacja bohaterów, w szczególności hybrydowej postaci sowy Mateusza, zasługuje na pochwałę. Sebastianowi Stankiewiczowi zajmowało nawet 4-5 godzin, by wcielić się w tę niezwykłą istotę. Wysiłek się jednak opłacił, gdyż efekt jest naprawdę imponujący.
Nie brakuje też momentów, gdy z wrażenia aż głośno wciągamy powietrze. Na przykład scena ataku wilkusów na Akademię potrafi przyprawić o dreszcze. W końcu mamy do czynienia z całkiem paskudną bandą!
Najnowsze technologie
Twórcy sięgnęli po najnowocześniejsze technologie filmowe, by oddać klimat niezwykłej opowieści. Efekty specjalne, jak choćby animacja sowy Mateusza, prezentują światowy poziom. Widać, że pod względem wizualnym Akademia Pana Kleksa nie ma się czego wstydzić przed zagranicznymi hitami.
Czytaj więcej: Plan emerytalny - recenzja filmu: co nowego?
Słaby i pozbawiony magii scenariusz
Niestety, mocną stronę filmu, czyli efekty specjalne i scenografię, niweluje fatalny scenariusz. Brakuje w nim wyraźnego trzonu fabularnego i magii, która powinna emanować z każdej sceny.
Bohaterowie są papierowi i płytko zarysowani. Pojawia się wielu uczniów Akademii z całego świata, ale twórcy nie poświęcają im zbyt wiele uwagi. Służą głównie jako narzędzie do pchnięcia akcji do przodu.
Szczególnie rozczarowujące jest przedstawienie ataku wilkusów na szkołę Kleksa. Spodziewalibyśmy się epickiej bitwy niczym w Harrym Potterze. Tymczasem obrońcy poddają się bez walki, a cała scena pozbawiona jest dynamiki i polotu.
Całemu temu wątkowi brakuje dramaturgii, dynamizmu i co najgorsze nie czuć tutaj jakiejkolwiek stawki.
Jest w tym filmie sporo niedopowiedzeń i nieudanych metafor, które gubią widza lub tracą sens przez chaotyczny montaż. Szkoda, bo przy lepszym scenariuszu Akademia Pana Kleksa mogłaby zostać arcydziełem kina familijnego.
Nawiązania do pierwowzoru
Trzeba oddać twórcom, że postarali się zachować ducha oryginału. Film nadal osadzony jest w konwencji baśniowej bajki, z typowymi dla niej motywami i archetypami.
Jest tu wiele smaczków dla fanów pierwszych ekranizacji, jak chociażby nawiązania do kultowej roli Piotra Fronczewskiego. Z pewnością docenią je starsi widzowie, wychowani na przygodach Kleksa.
Muzyka wpadająca w ucho i klimatyczna
Jednym z najmocniejszych punktów Akademii Pana Kleksa jest strona muzyczna. Piosenki bardzo szybko wpadają w ucho i chętnie je podśpiewujemy jeszcze długo po seansie.
Przebój Sanah "Całkiem nowa bajka" bije rekordy popularności na platformach streamingowych i rozgłośniach radiowych. Teledysk do niego zrealizowany został w konwencji filmu, a w klipie występuje nawet Tomasz Kot jako Kleks.
Pozostała ścieżka dźwiękowa równie dobrze komponuje się z magicznym klimatem Akademii. Usłyszymy tu dźwięki instrumentów, których nie jesteśmy w stanie zidentyfikować, tajemnicze szmery i szelesty. Buduje to aurę niezwykłości tego miejsca.
Utwór | Wykonawca |
Całkiem nowa bajka | Sanah |
Czarodzieje | Dawid Podsiadło |
Abrakadabra | Alexander Rybak |
Muzyka w Akademii Pana Kleksa to zdecydowany atut i jeden z powodów, dla których warto wybrać się do kina na ten film. Melodie na długo zostaną w naszej pamięci, a przeboje z soundtracku zagoszczą na listach przebojów.
Teledysk Sanah z Tomaszem Kotem
Promujący film teledysk do piosenki "Całkiem nowa bajka" osiągnął w ciągu kilku dni kilkadziesiąt milionów wyświetleń. Nic dziwnego, występuje w nim sam Tomasz Kot jako Kleks, a klip utrzymany jest w konwencji magicznej Akademii.
Duet Sanah i Kot doskonale się uzupełnia i tworzy barwny, bajkowy klimat. Teledysk zachęca do obejrzenia filmu i sprawdzenia, jakie jeszcze atrakcje kryje szkoła profesora.
Nieudana obrona Akademii przed atakiem
Jednym z kluczowych momentów Akademii Pana Kleksa jest atak złowrogich wilkusów na szkołę. Niestety, scena ta okazuje się kompletnie nieudana i pozbawiona polotu.
Spodziewalibyśmy się epickiej bitwy, w której uczniowie Kleksa dzielnie staną do obrony ukochanej placówki. Tymczasem obrońcy nie stawiają praktycznie żadnego oporu. Co więcej, sam Kleks nagle zapomina, że dysponuje magicznymi mocami i daje się wziąć do niewoli.
To największe rozczarowanie filmu. Tej scenie brakuje rozmachu, dynamiki i sensownej fabuły. Tak jakby twórcy zapomnieli, że budują od kilku lat napięcie wokół starcia dobra ze złem w Akademii.
- Brak dramaturgii
- Bohaterowie nie walczą o szkołę
- Kleks traci moce?
Szkoda, że tak kluczowy moment dla całej historii został zmarnowany. Widzowie z pewnością oczekiwali czegoś więcej po scenie finałowego starcia.
Niewykorzystany potencjał
Atak na Hogwart widziany w ostatniej części Harry'ego Pottera pokazał, jak wciągająca potrafi być obrona magicznej szkoły. Walka o bliskie sercu miejsce, poświęcenie bohaterów, napięcie fabuły.
Niestety, Akademia Pana Kleksa nie wykorzystała tego potencjału. Szkoda, bo była okazja stworzyć równie poruszającą i ekscytującą scenę, która na długo zapadłaby w pamięć widzów.
Franczyza będzie kontynuowana w drugiej części
Akademia Pana Kleksa to dopiero początek filmowego uniwersum, które twórcy zamierzają kontynuować. Już trwają prace nad drugą odsłoną przygód uczniów magicznej szkoły.
Reżyser Maciej Kawulski realizował obydwie części równocześnie, aby zapewnić spójność fabuły i klimatu. W kontynuacji, zatytułowanej "Akademia Pana Kleksa i tajemnicza machina Golarza Filipa", pojawi się kultowy przeciwnik profesora.
Wcieli się w niego będzie Janusz Chabior, znany m.in. z serialu "Ranczo". Aktor już na chwilę pokazał się widzom w scenie po napisach pierwszego filmu.
Możemy się więc spodziewać, że niezwykła historia profesora Kleksa i jego uczniów jeszcze długo będzie nas zachwycać. Oby tylko druga część nie powieliła błędów pierwszej i dostarczyła nam prawdziwie magicznych przeżyć!
Podsumowanie
Nowa ekranizacja przygód Ambrożego Kleksa to film z bardzo nierównym poziomem. Z jednej strony może pochwalić się świetną oprawą audiowizualną, która przypomina hollywoodzkie superprodukcje. Kreacja Tomasza Kota w roli Kleksa to majstersztyk aktorski. Z drugiej jednak fatalny scenariusz psuje całą zabawę i pozbawia historię magii.
Szkoda, bo była to świetna okazja do stworzenia ponadczasowej familijnej bajki, która zachwyciłaby widzów w każdym wieku. Ostatecznie dostajemy film nierówny, momentami zachwycający w warstwie wizualnej, ale z fabułą dziurawą jak sito.
Fani oryginału z pewnością docenią liczne nawiązania do pierwszych ekranizacji, w tym rolę Piotra Fronczewskiego. Najmłodsi widzowie z kolei mogą dać się oczarować barwnemu światu przedstawionemu na ekranie. Dorośli z pewnością będą jednak rozczarowani.
Mimo mankamentów warto dać szansę tej produkcji, choćby ze względu na kapitalną robotę, jaką wykonał dział efektów specjalnych. Poza tym to dopiero początek - twórcy już pracują nad kontynuacją losów Kleksa i jego uczniów.